8 kwietnia 2013

'Żywe trupy. Narodziny Gubernatora' Robert Kirkman, Jay Bonansinga

3 komentarze:
Witam!
Na początek - miłego tygodnia. :) No cóż, miałam nadzieję, że z recenzją wyrobię się w zeszłym tygodniu, ale niestety się nie udało. Ale poniedziałek tez nie jest taki zły. ;) W takim razie zapraszam do czytania. 

Opis wydawcy. 

Na początku był przełomowy i świetnie oceniany komiks…

Potem pojawił się rewelacyjny serial…

„Najlepsza nowość w telewizji.”
-- Entertainment Weekly

Aż w końcu przyszedł czas na pierwszą z serii powieści opowiadających historię kultowych postaci z uniwersum The Walking Dead.
Gubernator. Ten rządzący Woodsbury despota znany jest z własnego, chorego poczucia sprawiedliwości: w jej imieniu zmusza więźniów do walki z zombie ku uciesze miejscowych, a tym, którzy wejdą mu w drogę, odcina ręce i nogi. Kiedy tylko pojawił się w komiksowym cyklu Żywe trupy, został okrzyknięty przez magazyn Wizard "Złoczyńcą roku", a jego postać do dziś wzbudza wśród czytelników kontrowersje.

Nadszedł czas, by sięgnąć do korzeni. Dzięki książce, którą trzymasz w ręku, dowiesz się, jak Gubernator stał się tym, kim jest, jak trafił do miejsca, w którym po raz pierwszy ujrzeli go fani serii, i co sprawiło, że wykurzył Ricka i jego towarzyszy z ich bezpiecznej przystani.

Wybierz się w podróż po świecie, gdzie człowiek musi walczyć nie tylko o swoje życie, ale i duszę. Stań na krawędzi przepaści, na której dnie spoczywa ludzkość. Zobacz, jak powstaje legenda. Bądź świadkiem narodzin Gubernatora. 

Moja recenzja.
Jeśli mam być szczera, to nie wiem czy w ogóle bym się zabrała za tą pozycję. Jednak nawiązując współpracę z Wydawnictwem SQN, stwierdziłam, że jak już mam taką okazję, to skorzystam. I jestem z tego powodu bardzo zadowolona. :) Bohaterów książki poznajemy w momencie, kiedy wybucha 'zaraza'. Już się zorientowali, że coś nie gra - no cóż, chodzących umarlaków nie tak trudno nie zauważyć - i zaczynają swoją podróż. Ich celem jest miasto, w którym jest obóz dla przetrwałych. Jednak jak się okazuje z czasem, nic nie jest tak proste, jak mogłoby się zdawać. Przez długi czas nasi bohaterowie nie spotykają żadnego żywego ducha, jedynie pozostałości po ludziach. I też przypadek żywych trupów jest ciekaw - nie ważne jak ktoś umarł, jak bardzo był zmasakrowany, i tak się odrodzi i zacznie polować na ludzką krew. 
Powieść rozpoczyna wstęp napisany przez Pawła Deptucha. Oprócz historii komiksu, później serialu itp ważna w nim jest jedna rzecz. Jak to autor ujmuje, 'nawet ulubieńcy czytelników nie mogą być pewni swojej przyszłości'. I ta myśl powinna towarzyszyć każdemu, kto zdecyduje się na tą książkę. Zdecydowanie jest to jeden z elementów, który sprawia, że 'Narodziny Gubernatora' są tak dobrą pozycją.
Co ciekawe, i według mnie wpływa pozytywnie na książkę, tłumacz nie bał się przekładać na polski różnych przekleństw. Wiecie jak to jest, czasami te f*ck'i (żeby nie było, mała cenzura jest ;)) tłumaczone są jako 'ojeju' albo coś w tym stylu. Jednak w tym przypadku, przekleństwa oddają w pewnym sensie dynamikę zdarzeń, sprawiają, że czytelnik jeszcze dokładniej może poznać uczucia bohatera. Jedyny minus książki, jest taki, że czasami zdarzały się jakieś błędy. Np coś w stylu 'Philip daje broń Philipowi' (nieźle się uśmiałam w tym momencie :)). Akurat to był jedyny przypadek tego rodzaju, ale ogólnie rzecz biorąc nie wpływa to na ogół książki. 
Kiedy zaczynałam czytać 'Żywe trupy' cały czas w głowie miałam jakąś myśl, że bardzo przypomina to 'Komórkę' Kinga (której niestety nie dokończyłam). Obie książki są bardzo dobre, obie mówią o zombie, więc coś wspólnego ze sobą mają. No a jakżeby inaczej! 
Jeszcze jedną rzeczą, o której powinnam napisać jest to, że narracja prowadzona jest w czasie teraźniejszym. Lubię książki tego typu, ponieważ mogę wtedy poczuć jakbym też brała udział w tych wszystkich wydarzeniach.
Powieść tą polecam wszystkim, którzy chociaż w małym stopniu lubią historie o zombie. Myślę, że jest to jedna z pozycji, z którą powinien zapoznać się każdy fan tego typu literatury. 
Obecnie pozostaje mi nic innego, tylko zapoznać się z drugą częścią 'Żywych trupów', a później może z serialem. 

Za szansę z zapoznaniem się z tą pozycją, dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non.

2 kwietnia 2013

'Amy. Moja córka' Mitch Winehouse

2 komentarze:
Dzień dobry!
Jak po świętach? :) Na dobry początek kwietnia nowa recenzja. Serdecznie zapraszam do czytania (i komentowania :)).


Opis wydawcy.

AUTOR CAŁY DOCHÓD PRZEKAZUJE NA RZECZ FUNDACJI AMY WINEHOUSE

Geniusz, źródło inspiracji, ikona – jest wiele słów, którymi można opisać Amy Winehouse, ale to jej humor, wdzięk i apetyt na życie sprawiły, że na zawsze zdobyła sobie miejsce w sercach fanów.

23 lipca 2011 roku rodzina i przyjaciele Amy oraz jej fani na całym świecie pogrążyli się w bólu na wieść, że ta niezwykła, utalentowana i wyjątkowo życzliwa dziewczyna odeszła na zawsze. Tłumy wiernych fanów straciły swoje bożyszcze, a zrozpaczona rodzina – ukochaną Amy.

W świecie muzyki niewielu mogło się z nią równać. Jej liryczne teksty i magnetyczny głos od razu wywindowały ją na sam szczyt, gdy w 2003 roku wydała debiutancki krążek pod tytułem Frank. W miarę jak jej gwiazda błyszczała coraz jaśniej, stawało się oczywiste, że ta dziewczyna z północnego Londynu to znacznie więcej niż młody talent.

Dziś po raz pierwszy jej ojciec i powiernik Mitch Winehouse dzieli się z nami opowieścią o swojej Amy – córce, którą uwielbiał od dnia narodzin, wielkiej gwieździe i borykającej się z problemami kobiecie. Osobistymi historiami i najbardziej intymnymi wspomnieniami tworzy portret – dziewczyny o wielkim sercu i magicznym głosie. Poznajemy Amy od czasów dziecięcych wygłupów, muzycznych fascynacji, marzeń o sławie oraz historii jej niesamowitej kariery, po najmroczniejsze chwile walki z uzależnieniem.

Dzięki połączeniu tego, co osobiste, prywatne i publiczne, jest to niezwykle szczera i wzruszająca podróż przez życie najbardziej utalentowanej artystki pokolenia – wyjątkowy pamiętnik autorstwa człowieka, który znał Amy najlepiej.

"MOIM NAJWIĘKSZYM MARZENIEM jest wielka sława. Marzę, by występować na scenie. To mój życiowy cel. Chcę, by ludzie, słysząc mój głos, mogli po prostu… zapomnieć choć na chwilę o swoich troskach.

Chcę przejść do historii jako aktorka i piosenkarka, zasłynąć wyprzedanymi do ostatniego biletu koncertami i przedstawieniami na West Endzie i Broadwayu."

12-letnia AMY WINEHOUSE
Podanie o przyjęcie do Szkoły Teatralnej Sylvii Young
 


Moja recenzja.
Słowem wstępu - jestem wielką fanką Amy. I to nie o to chodzi, że stałam się nią dopiero po śmierci Winehouse. Nie, historia jest dłuższa. Tak naprawdę, to chyba rodzinne - babcia, mama i siostra, to one przekazały mi uwielbienie do jej piosenek. Kiedy książka wyszła na rynek, chciałam po  nią sięgnąć, jednak (jak zawsze) coś mi w tym przeszkadzało. W końcu udało się! I jestem szalenie szczęśliwa z tego powodu. O samej fabule nie ma zbytnio co mówić, w końcu jest to książka biograficzna, więc opowiada życie Amy Winehouse. Pomimo że jakoś nie ciągnie mnie zbytnio do książek tego typu, tą czytało się bardzo szybko i łatwo. Historia z narkotykami i alkoholem, którą większość z nas zna z telewizji i gazet ma, jak się okazuje, drugie dno. Co mnie najbardziej zadziwiło? To, że Amy miała nagrać piosenkę do "007 Quantum of Solace". Kurcze, gdyby jej się to udało, byłby to zapewne niezły hicior. Mitch Winehouse, który jest ojcem Amy, był z nią najbardziej związany, więc jest chyba najlepszą osobą, która mogła opisać życie i problemy Wine. Jej małżeństwo z Blakiem, który wciągnął piosenkarkę na złą drogę, uzależnienie od narkotyków i alkoholu i wreszcie drogę na szczyt, a zarazem na dno. Pomimo że przecież wiedziałam jak to wszystko się skończy, w momentach kiedy Amy szła na odwyk, próbowała radzić sobie ze swoimi kłopotami i jej się to udawało, byłam szczęśliwa i trzymałam kciuki, żeby wszystko się dobrze potoczyło. Głupia nadzieja. Biografia jest właśnie tak napisana, że ktoś, kto nie zna końca tej historii, nie spodziewałby się raczej takiego zakończenia. Dopiero pod koniec można wyczuć w stylu pisania autora, że coś nie gra, ponieważ jego styl delikatnie się zmienia. 
Warto jeszcze dodać, że w książkę wplecione są prywatne zdjęcia Mitch'a i jego córki, z których widać, jaką naprawdę Amy była dziewczyną. 
Co jeszcze mogę powiedzieć? Książkę tą polecam wszystkim - i fanom Amy, dla których jest to lektura obowiązkowa, i osobom, które niezbyt lubią Winehouse. Naprawdę warto zapoznać się z jej życiem, ponieważ była bardzo dobrym człowiekiem, który w pewnym momencie zabłądził i miał problem w powrocie na właściwą drogę. 
Do powieści na pewno będę powracać, ponieważ ma ona w sobie to coś. A może to po prostu Amy przyciąga. Jej śmierć jest jedną z najsmutniejszych rzeczy, jakie mogły się przytrafić społeczeństwu muzycznemu, ponieważ ile wspaniałych płyt mogła jeszcze Winehouse nagrać. Pozostaje nam nic innego, tylko wspominać jej osobę, słuchając poprzednich krążków. O Amy nie da się zapomnieć. Pozostanie na zawsze w sercach ludzi, ponieważ sama pisała swoje piosenki, więc były one najprawdziwsze z najprawdziwszych. I za to kochamy Amy Winehouse.
"Kocham by żyć... i żyję, by kochać."


Za szansę z zapoznaniem się z historią Amy Winehouse, serdecznie dziękuję wydawnictwu SQN.

Layout by Blacky