Dzisiaj zaczęła się jesień, a ja siedzę w domu z przeziębieniem. :) Gdybym chociaż mogła nadrobić czytanie - w życiu, nauka daje o sobie znać. Jednak liceum to nie przelewki, więc będę rzadziej dodawać recenzje. A tymczasem zapraszam na recenzję powieści, którą niedawno skończyłam.
Opis wydawnictwa.
„Kość opiera się wszystkiemu z wyjątkiem najgorętszego ognia. I nawet jeśli wypali się z niej cały węgiel, nawet jeśli jest już martwa i bez życia niczym pumeks, wciąż zachowuje swój pierwotny kształt. Ale jest wtedy jedynie wątłym duchem samej siebie sprzed spalenia, cieniem, który łatwo kruszy się i rozpada, ostatnim bastionem spopielałego życia.”
Tym razem doktor David Hunter – jak zawsze wyrwany z własnych bolesnych przeżyć – ma odczytać historię przerażającej zbrodni ze spopielałych kości.
Na targanej sztormem, odciętej od świata i sparaliżowanej śmiertelnym strachem wysepce, której mieszkańcy mają swoje straszne tajemnice, nic nie jest tym, czym się wydaje, i nic nie może być wyjaśnione do końca.
Moja recenzja.
Była to druga powieść Simona Becketta, którą przeczytałam. 'Chemia śmierci' bardzo przypadła mi do gustu, więc zakładałam, że z 'Zapisane w kościach' będzie podobnie. Zaczyna się dosyć powoli i coraz bardziej rozkręca. David Hunter, lekarz rodzinny oraz antropolog sądowy przyjeżdża na małą wyspę (Runę), na której znaleziono spalone prawie doszczętnie zwłoki. Po pomoc zadzwonił były policjant, Andrew Brody, który później okazuje się bardzo przydatny w całej sprawie. Oprócz tego dr Hunter ma do pomocy sierżanta Frasera, którego ulubionym zajęciem są cowieczorne wizyty w hotelowym barze. W sprawie nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ofiara, zanim uległa spaleniu, została uderzona jakimś przedmiotem w głowę, w wyniku czego zmarła. Czyli mówimy tu o morderstwie. A przez to, że jest to wyspa odcięta od świata, morderca cały czas jest w okolicy i nie chce się pokazać. W niedługim czasie wznawia swoją 'działalność', przez co Runa traci kolejnych mieszkańców. Na dodatek, żeby nie było zbyt nudno, na morzu rozpętuje się sztorm, więc wszystkie możliwe sposoby skontaktowania się z lądem, chociażby pogotowiem albo głównym komisarzem, ucinają się. Hunter, Fraser i Brody zmuszeni są pracować na własną rękę, co jest piekielnie trudnym zadaniem.
Przez jakiś fragment książki akcja lekko zwalnia, nikogo nie mordują, próbują rozwiązać sprawę. Jednak za chwilę wszystko zaczyna się dziać prawie na raz i ledwo można się połapać o co chodzi. Napad, podpalenia, morderstwo, a to wszystko następuje zaraz po sobie.
Czytając tą powieść, zauważyłam, że bardziej wciągnęła mnie 'Chemia śmierci'. To nie chodzi o to, że ta część jest nudna, po prostu mam wrażenie, że jego poprzednia książka przypadła mi do gustu trochę mocniej. Chociaż mam co do tego jakieś wątpliwości, ponieważ zakończenie w 'Zapisane w kościach' jest tak niespodziewane, że ... brak mi słów. ;) Może Wy się domyślicie rozwiązania sprawy, jednak dla mnie było to totalne zaskoczenie i polecam przeczytać tę pozycję chociażby tylko dla końcówki. Oczywiście cały thriller ma w sobie coś takiego, co nie pozwala odłożyć go na półkę. Mnie osobiście interesują wszystkie szczegóły pracy antropologa/patologa, ponieważ zaczęłam się poważnie zastanawiać nad kryminologią.
David Hunter jest bohaterem 4 książek Simona Becketta. Każda powieść opowiada inną historię, jedynym elementem łączącym te thrillery jest postać doktora oraz historia jego życia prywatnego. 'Chemia śmierci' oraz 'Zapisane w kościach' już za mną, 'Szepty zmarłych' i 'Wołanie grobu' czekają i na pewno niedługo się doczekają, ponieważ pan Beckett ma styl pisania, który w 100% mi odpowiada.
Podsumowując - książkę polecam wszystkim fanom thrillerów, osobom, które interesują się tym, jak ciało zmienia się po spaleniu oraz wszystkim, którzy jeszcze nie poznali Simona Becketta, bo naprawdę warto.
Pozdrawiam serdecznie
Kasia