17 czerwca 2014

'Całkiem zabawna historia'

Brak komentarzy:
Witam!
Jak nastroje? U mnie wyjątkowo dobrze - oceny wystawione, idzie lato i wakacje, niczego więcej nie potrzebuję. Zaczynam nadrabiać zaległości książkowe, chociaż idzie to powoli. W przyszłym tygodniu zakończenie roku i wyjeżdżam prawie od razu, więc nie wiem jak to będzie z recenzjami w trakcie lata. Będą się zapewne pojawiały, ale bardzo nieregularnie. Jak na razie zapraszam na moją opinię o filmie, który ostatnio obejrzałam.


Opis dystrybutora.
Takie gwiazdy jak: Zach GalifianakisKeir GilchristLauren Graham i Emma Roberts występują w podnoszącym na duchu filmie o poszukiwaniu spokoju ducha w najmniej spodziewanym miejscu. 
Czasem to co tkwi w Twojej głowie nie jest tak szalone jak myślisz… co zdecydowanie jest prawdą w przypadku Craiga (Gilchrist). Zestresowany nastolatek dobrowolnie zapisuje się do szpitala dla psychicznie chorych aby oderwać się na chwilę od codziennych problemów. Nieoczekiwanie zamiast odpoczynku odnajduje mentora (Galifianakis) i nową miłość (Roberts),  a przede wszystkim ma szansę zacząć wszystko od nowa. Urzekająca, dowcipna i mądra opowieść o dorastaniu, która jest tak naprawdę całkiem zabawną historią…


Moja recenzja.
Jakiś czas temu szukałam filmu, który mogłabym obejrzeć z przyjemnością. Przyjaciółka poleciła mi właśnie 'Całkiem zabawną historię'. Stwierdziłam, że może to być całkiem dobra produkcja i zdecydowałam się na seans. 
Na samym początku poznajemy Craiga, który ma myśli samobójcze. W związku z tym decyduje się pójść do szpitala dla psychicznie chorych, aby ktoś mu z tym pomógł. Kiedy dociera do ośrodka okazuje się, że oddział dziecięcy jest w remoncie i musi dołączyć do grupy dorosłych. Jednak chłopak nie ma świadomości, że w tym miejscu są naprawdę chorzy ludzie, przy których on wydaje się być stuprocentowo zdrowy. W momencie, kiedy nastolatek zauważa, że otaczają go schizofrenicy itp itd, chce wracać do domu. Jednakże wychodzi na jaw, że Craig musi pozostać w szpitalu co najmniej 5 dni, ponieważ taki jest regulamin. W trakcie tych 5 dni chłopak poznaje wiele osób, które zmienią jego życie na zawsze.
Szczerze mówiąc to nie wiedziałam co myśleć o Craigu. Z jednej strony wydawało mi się, że trochę przesadza ze swoimi problemami, natomiast z drugiej byłam szczęśliwa, że zdecydował się skierować po pomoc zamiast podejmować tak drastyczne środki i popełniać samobójstwo.  Jednak jeśli już miał takie myśli to znaczy, że sytuacja musiała być poważna i nawet jeśli wydaje mi się, że to nic wielkiego, to dla niego musiało to być naprawdę dołujące. Jednak po jakimś czasie zaczęłam naprawdę lubić tą postać, jak i wiele innych. Zach Galifianakis zawsze kojarzył mi się tylko i wyłącznie z 'Kac Vegas' i obawiałam się jego postaci w tym filmie. Ku mojemu zdziwieniu, zagrał naprawdę dobrze i udźwignął rolę, która była mu dana. Pomimo że z założenia był drugoplanowym bohaterem, często wysuwał się na pierwszy plan. Oprócz tego Emma Roberts skradła moje serce swoją grą aktorską. 
Mam tylko jeden problem. Obawiam się, że za kilka miesięcy, może lat, przestanę rozróżniać niektóre filmy. W tym momencie myślę tu głównie o 'Charlie' i 'Całkiem zabawnej historii'. Niby są to zupełnie różne historie, ale kiedy przyjrzeć im się bliżej to są dosyć podobne. Wiem, że jest jeszcze kilka filmów o zbliżonej tematyce, których jeszcze nie widziałam. Na początku problemy nastolatków, takie naprawdę poważne, były bardzo ciekawym materiałem na film. Jednak martwię się, że ten temat zostanie wkrótce 'oklepany' i już nie będziemy zwracać na niego takiej uwagi. 
Prawdę mówiąc to bardziej do gustu przypadł mi 'Charlie'. Może to dlatego, że przeczytałam książkę a potem obejrzałam film. Kto wie, może gdybym miała dostęp do powieści 'Całkiem zabawna historia' (wydana jest tylko w języku angielskim), to spodobałaby mi się bardziej (dokładniejsze opisy, dialogi itp itd).
Pomimo wszystkich wad i zalet, myślę że warto obejrzeć ten film chociażby dla świetnej sceny, kiedy kuracjusze wykonują 'Under Pressure' Queen. Oprócz tego jest kilka cytatów wartych zapamiętania, chociażby 'Ten kto nie podąża ku życiu, podąża ku śmierci.' 

Pozdrawiam serdecznie
Kasia

9 czerwca 2014

'W pogoni za szczęściem'

2 komentarze:
Witam!
Ciiiii, wiem że znowu zawaliłam. Ale nie miałam zupełnie czasu, nie było mnie tydzień, bo byłam na wycieczce a wcześniej miałam masę nauki. Ale w czwartek wystawianie ocen = wolne! I będę mogła nadrobić zaległości czytelnicze. A książek tak bardzo mi pasuje... Dlatego dzisiaj przychodzę z recenzją filmu, który oglądałam jakieś 2 tygodnie temu. Zapraszam!


Opis dystrybutora.
Historia borykającego się z przeciwnościami losu Chrisa Gardnera (w tej roli nominowany do Oscara Will Smith) i jego rodziny. Kiedy Linda (Thandie Newton), matka 5-letniego Christophera (Jaden Smith) ugina się pod ciężarem finansowych trudności i opuszcza rodzinę, mężczyzna musi poradzić sobie ze znalezieniem dobrze płatnej posady oraz zapewnieniem dziecku dachu nad głową. Po wielu próbach Chris otrzymuje propozycję odbycia bezpłatnego stażu w prestiżowej firmie brokerskiej. Zdesperowany, bez środków do życia, Gardner decyduje się skorzystać z propozycji. Dzięki pewności siebie i miłości synka, Chris Gardner przezwycięża trudności stając się jedną z legendarnych postaci Wall Street. 

Moja recenzja.
Jeśli mam być szczera, to nigdy nie słyszałam o tym filmie. Poza tym nie lubię dramatów - tzn dramaty są w porządku, jeśli się dobrze kończą. Ale generalizując, to nie jestem fanką tego gatunku. Więc dlaczego obejrzałam 'W pogoni za szczęściem'? Bo polecił mi go przyjaciel, który poprzednio zarekomendował mi inny film, który bardzo mi się spodobał. Dlatego stwierdziłam, że mu zaufam i się zabiorę za obejrzenie. 
Na początku poznajemy Chrisa, który jest sprzedawcą specjalistycznych urządzeń medycznych i jego rodzinę - żonę Linde i synka Christophera. Są oni w trudnej sytuacji finansowej, można powiedzieć, że żyją od pierwszego do pierwszego i to z trudnościami. W pewnym momencie cała sytuacja przerasta Linde i Chris zostaje sam ze swoim pierworodnym. Nikt nie chce od niego kupować maszyn, przestaje mu starczyć na najbardziej podstawowe rzeczy, takie jak mieszkanie czy jedzenie. Stawia wszystko na jedną kartę i podejmuje praktyki jako makler na Wall Street. 
Co bardzo mi się podobało w tym filmie, było to, że pokazywał on prawdziwą historię. Nie jest to opowieść wyssana z palca, wszystko wydarzyło się naprawdę i to jest wielkim plusem. 'W pogoni za szczęściem' nie jest przesłodzoną produkcją, pokazuje trudy życia i to, jak wszystko czasami może się zawalić. Pomimo że może być beznadziejnie, nie powinniśmy tracić nadziei i wziąć los w nasze ręce, i zrobić coś z naszym życiem. Bo nikt nie naprawi naszych błędów, porażek, lepiej niż my. Ponadto historia Chrisa dowodzi, że najmniejsza rzecz, w tym przypadku kostka rubika, może zmienić nasze życie. 
W tym samym czasie, kiedy Chris robił wszystko co mógł - starał się być jak najlepszym ojcem, zarabiał na siebie i swojego syna, pracował w dwóch miejscach - pokazywał też swoje wady. Kiedy jego żona mówiła mu, że już dłużej nie może tak żyć, on jej tylko odpowiadał, że jest słaba. Ale dzięki temu Chris był tak prawdziwym bohaterem, z którym każdy z nas (w mniejszym lub trochę większym stopniu) może się utożsamiać. 
Generalnie ujmując, 'W pogoni za szczęściem' bardzo mi się podobał. Jestem dosyć pozytywną osobą i uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny oraz powinniśmy walczyć o nasze marzenia, więc ten film przedstawia w pewnym sensie moje podejście do życia. Uważam, że jest to naprawdę dobry film i polecam go wszystkim, którzy chcą obejrzeć coś innego, co wpłynie na ich psychikę.

Pozdrawiam serdecznie
Kasia

22 maja 2014

'Gildia magów' Trudi Canavan

Brak komentarzy:
Witam!
Proszę państwa, mamy lato! Pogoda piękna, aż szkoda siedzieć w szkole pół dnia. No ale nic, jeszcze miesiąc trzeba wytrzymać. Dzisiaj zapraszam na recenzję książki, którą czytałam podczas majówki.


Opis wydawnictwa.
Co roku magowie z Imardinu gromadzą się, by oczyścić ulice z włóczęgów, uliczników i żebraków. Mistrzowie magicznych dyscyplin są przekonani, że nikt nie zdoła im się przeciwstawić, ich tarcza ochronna nie jest jednak tak nieprzenikniona jak im się wydaje. Kiedy bowiem tłum bezdomnych opuszcza miasto, młoda dziewczyna, wściekła na traktowanie jej rodziny i przyjaciół, ciska w tarczę kamieniem - wkładając w cios całą swoją złość. Ku zaskoczeniu wszystkich świadków kamień przenika przez barierę i ogłusza jednego z magów. Coś takiego jest nie do pomyślenia. Oto spełnił się najgorszy sen Gildii: w mieście przebywa nieszkolona magiczka. Trzeba ją znaleźć - i to szybko, zanim jej moc wyrwie się spod kontroli, niszcząc zarówno ją, jak i miasto.

Moja recenzja.
Kiedy przyszłam do biblioteki nie miałam pojęcia co trafi w moje ręce. Jednak wiedziałam, że tym razem wybiorę coś z półki Fantasy. Mój wzrok przyciągnęła właśnie 'Gildia magów', głównie przez swoją objętość, która wydawała się być idealna na majówkę. Oprócz tego, już kiedyś słyszałam o tej trylogii i byłam ciekawa, czy moi znajomi mieli rację, że jest to taka dobra książka. 
Na początku poznajemy główną bohaterkę Soneę, która jest zwykłą dziewczyną mieszkającą ze swoją ciotką i wujem w mieście. Podczas corocznej czystki organizowanej przez króla przy pomocy Magów, nastolatka odkrywa, że nie zna siebie samej tak dobrze, jak myślała. Jej życie zamienia się w nieustającą ucieczkę przez Gildią. Ale w pewnym momencie Sonea zdaje sobie sprawę, że Magowie są jedynymi, którzy mogą jej pomóc. Tylko jak zaufać tym, których od zawsze uznawałeś za swoich wrogów?
Wielką zaletą tej książki jest fakt, że akcja jest intensywna od pierwszych stron i nie zwalnia ani na chwilę. Wydawałoby się, że taka 'cegła' momentami może nudzić. Nie w tym przypadku. Sonea non stop stara się ukryć przed Magami, znajduje nowe kryjówki, odkrywa swoją moc, stara się zrozumieć co się dzieje. Powieść napisana jest lekkim i prostym językiem, czytanie jej to czysta przyjemność. Historia wciąga od pierwszego rozdziału, kiedy ujawnia się większość głównych bohaterów. 'Gildia magów' skupia się oczywiście głównie na tematach magicznych, jednak bardzo ważnym wątkiem jest pochodzenie dziewczyny. Wychowywała się ona w slumsach, gdzie życie nie jest usłane różami. Ciekawe są porównania bogatego, pełnego przepychu życia Magów i skromnego, ubogiego życia mieszkańców Kyralii. Lekko zdziwiło mnie to, że przez całą książkę nie ukazał się wyraźny wątek miłosny. Raz czy dwa były sytuacje, które mogłabym podciągnąć pod romantyczne, jednak ogólnie rzecz biorąc Sonea nie ma chłopaka, nie poznaje żadnego obłędnie przystojnego maga, ani nie zakochuje się na zabój. Nie wiem jak sytuacja wygląda w kolejnych częściach, tam pewnie więcej jest takich elementów, ale w pierwszej części autorka sobie darowała wszelkie romanse. 
Biorąc pod uwagę, że jest to debiut Trudi Canavan, to zostałam pozytywnie zaskoczona. Nie widać, że pani Canavan dopiero wprawiała się w pisanie dla szerszej publiczności. Niektórzy mogą powiedzieć, że 'Gildia' jest podobna do 'Harrego Pottera'. Racja, ma kilka elementów wspólnych - główna bohaterka pochodzi z biednej rodziny, mieszka ze swoim wujostwem, nie wie nic o darze, jaki posiada, trafia do szkoły dla magów. Jednak kiedy zagłębia się w historię Sonei, to podobieństwo przestaje być ważne i liczy się tylko tu i teraz.
Podsumowując, 'Gildię magów' polecam wszystkim, ze szczególnością fanom fantasy. Jest to przyjemna lektura, idealna na nadchodzące wakacje. Mogę jeszcze dodać, że z kolejnymi dwoma częściami zapoznam się z wielką chęcią.

Pozdrawiam serdecznie
Kasia

17 maja 2014

'Gwiazd naszych wina' John Green

Brak komentarzy:
Witam!
Jak zapewne zauważyliście nie było mnie aż miesiąc. Przepraszam, że zniknęłam bez słowa, ale jakoś tak wyszło, że nie miałam czasu napisać żadnej recenzji, a potem wyjechałam. Niedawno wróciłam ze słonecznych Włoch, pełna zapału i energii. Dzisiaj zapraszam na recenzję książki, o której ostatnio było głośno.


Opis wydawnictwa.
Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.
Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Wnikliwa, odważna, pełna humoru i ostra Gwiazd naszych wina to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena. Autor w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości.


Moja recenzja.
O 'Gwiazd naszych wina' słyszałam dawno, dawno, dawno temu od mojej przyjaciółki. Zachwycała się niezmiernie tą książką, jednak mi do niej nie było jakoś po drodze. Jakiś czas temu w Internecie pojawił się zwiastun ekranizacji tej powieści i przyznam szczerze - nabrałam ochoty zapoznać się z tą historią. Pożyczyłam od Tosi egzemplarz i rozpoczęłam przygodę z Hazel. Prawdę mówiąc, na początku obawiałam się trochę tej opowieści, ponieważ zakładałam, że zakończenie, jak i cała treść będą smutne. Teoretycznie rzecz biorąc, książka która jest o śmierci powinna być dołująca. Wbrew pozorom 'Gwiazd naszych wina' to pozytywna powieść, pełna humoru i pozytywnej energii. Hazel pomimo tego, że jest umierająca, nie użala się nad sobą i nie pozwala innym tego robić. Ponadto Augustus, który w krótkim czasie staje się jej najlepszym przyjacielem, jest niezwykle czarujący. Nie obchodzi się z dziewczyną jak z jajkiem, można nawet powiedzieć, że jego czarny humor jest czasami nie na miejscu. Jednak z czasem do tego przywykamy i tak naprawdę zaczynamy doceniać, że w końcu ktoś traktuje nastolatkę normalnie. 
Hazel od samego początku zyskała moją sympatię. Sama jestem dosyć ironiczną osobą i kiedy poznaję postać podobną do mnie, już ją lubię. Oprócz tego dziewczyna stara się nie tracić dobrego humoru. Oczywiście, czasami jest jej smutno, ponieważ ma świadomość tego, że nie ma najłatwiejszego życia, jednak  nigdy nie 'biadoli' nad swoim losem. Można nawet powiedzieć, że do choroby podchodzi z przymrużeniem oka, ponieważ aparat tlenowy, który jest jej nieodłącznym elementem życia, nazywa Philippem. 
Mogłabym jeszcze więcej napisać o samej akcji przedstawionej w książce, ale nie chcę. Nie chcę z prostego powodu - tą powieść trzeba po prostu przeczytać. Nie ważne jak bardzo starałabym się przekazać treść, to nie będzie to samo co zapoznanie się z Hazel i Augustusem. 
Szczerze mówiąc, słysząc wiele opinii, myślałam że ta książka wpłynie na mnie tak, że nie będę mogła się pozbierać przez dłuższy czas. Jednak niestety tak nie było. Nie zrozumcie mnie źle - 'Gwiazd naszych wina' jest świetną powieścią i polecam ją wszystkim, nie tylko młodzieży, ale i dorosłym. Myślę, że część tej powieści pozostanie we mnie, chociażby fragment '- Może "okay" będzie naszym "zawsze". - Okay - zgodziłam się.' Jak widzicie mam mieszane uczucia co do tej powieści. Niewątpliwie była to jedna z lepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam, była zabawna, romantyczna, w tym samym czasie poważna i co najważniejsze - prawdziwa. Jednak czułam, że czegoś mi brakowało. Możliwe, że miałam za duże wymagania. Nie wiem. Jednego jestem pewna - na ekranizację wybiorę się na pewno.
Sami się przekonajcie, czy ta powieść do Was przemawia.



Na zakończenie jeszcze zwiastun filmu. :)





Pozdrawiam serdecznie
Kasia

9 kwietnia 2014

'Niezgodna' Veronica Roth

Brak komentarzy:
Witam!
Co tam u Was? U mnie wszystko w porządku, jutro przyjeżdża Francuzka w ramach wymiany. :) Dzisiaj zapraszam na recenzję książki, którą ostatnio przeczytałam.

Opis wydawnictwa.
W dystopijnym Chicago w świecie Beatrice Prior społeczność jest podzielona na pięć odłamów, każda kształcąca konkretną cechę – Prawość (szczerość), Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwagę), Serdeczność (spokój, pokojowe nastawienie) i Erudycja (inteligencję). W wyznaczony dzień każdego roku wszyscy szesnastolatkowie muszą wybrać odłam Chicago, któremu poświęcą się na resztę swojego życia. Beatrice wybiera między pozostaniem z rodziną, a byciem sobą – nie może mieć tych dwóch rzeczy naraz. Więc dokonuje wyboru, który zadziwia wszystkich, nawet ją samą.
Podczas bardzo burzliwego wprowadzenia, Beatrice przemianowuje się na Tris i walczy o to, aby dowiedzieć się, kto naprawdę jest jej przyjacielem – i rozpoczyna romans z czasem fascynującym, a czasem doprowadzającym do białej gorączki chłopakiem, który dopasowuje się do ścieżki życiowej, którą obrała. Tris kryje także pewien sekret, taki, który ukrywa przed wszystkimi, gdyż została ostrzeżona, że jego ujawnienie może oznaczać śmierć. Odkrywa rosnący w siłę konflikt, który może zagrażać odkryciem stworzonej przez nią samą idealnej społeczności, w której żyje. Tris dowiaduje się również, że jej tajemnica może pomóc tym, których kocha… lub zniszczyć ją samą.

Moja recenzja.
Nie ukrywam, że za 'Niezgodną' zabrałam się, ponieważ bardzo zaciekawił mnie zwiastun filmu. Kiedyś myślałam, że 'Niezgodna' to tak jakby kontynuacja 'Igrzysk śmierci', więc jakoś szczególnie się nią nie interesowałam. Jednak po wizycie w kinie, kiedy pierwszy raz zobaczyłam trailer, zrozumiałam, że się myliłam i jest to zupełnie inna historia. A jak już wiecie, wolę przeczytać książkę zanim obejrzę film - i tak było w tym przypadku.
Na początku poznajemy Beatrice, która jest Altruistką. Altruiści nie myślą o sobie, tylko o innych, są bezinteresowni i nie wymagają nic od życia. Jednak dziewczyna ma wrażenie, że nie pasuje do tej społeczności. Musi zdecydować, czy zostanie w rodzinnym domu, czy jednak dołączy do Nieustraszoności, Serdeczności, Prawości lub Erudycji. W podjęciu tej decyzji ma jej pomóc test, którego wyniki są nieprzewidywalne. Beatrice znajduje się w niebezpieczeństwie, jednak jeszcze tego nie rozumie. Jej życie diametralnie się zmienia, poznaje nowych przyjaciół, przeinacza styl życia oraz rozpoczyna romans z intrygującym chłopakiem.
Kiedy zaczynałam czytać powieść, miałam lekki problem z wpasowaniem się do świata przedstawionego. Nie rozumiałam dlaczego Altruiści nie mogą oglądać się w lustrze, dlaczego Erudyci są wrogami Altruistów itp itd. Jednak z czasem weszłam w ten świat i wszystko stało się jasne. Świetną decyzją podjętą przez Veronicę było zastosowanie narracji pierwszoosobowej. Dzięki temu mogłam się poczuć, jakbym sama sama była obserwowana i jakbym to ja brała udział w testach. Oprócz tego narracja pierwszoosobowa zagwarantowała poznanie uczuć i myśli Tris, co bardzo wpłynęło na przeżywanie całej historii. Język, jakim napisana jest 'Niezgodna', jest lekki, książkę czyta się łatwo i przyjemnie. Może to przez to, że autorka ma tylko dwadzieścia dwa lata. Pomimo że powieść skierowana jest do młodzieży, nie ma się wrażenia, jakby była stylizowana na taki język, wydaje się to być po prostu naturalne. 
Obawiałam się, że przedstawiona historia będzie bardzo podobna do innych książek tego typu, jednak w 'Niezgodnej' jest coś innego. Główna bohaterka nie miała szczególnie trudnego dzieciństwa, nie była dręczona ani nie miała żadnych traumatycznych wspomnień. Dzięki temu jest taka normalna, możemy się z nią porównywać. Tris nie jest obojętna na krzywdy innych, łatwo ją zranić, jednak jest na tyle mocna i uparta, że nie załamuje się. Zna swój cel i stara się go osiągnąć za wszelką cenę. 
Akcja jest wartka, nie pozwala odłożyć powieści na bok. W momentach, kiedy myślimy, że już nic nas nie zdziwi, nagle wszystko się zmienia i fabuła nabiera tępa od początku. Kiedy już powoli kończyłam czytać, nie mogłam się rozstać z 'Niezgodną' - nosiłam ją ze sobą dosłownie wszędzie i czytałam kiedy się tylko dało.
Wątek miłosny jest tylko dopełnieniem całej historii, nie przeszkadza, wręcz urozmaica akcję. Mogę nawet stwierdzić, że gdyby go nie było to by mi czegoś brakowało. Związek Tris i Cztery rozwija się powoli i subtelnie, co sprawia, że kibicujemy ich miłości i życzymy im jak najlepiej.
Podsumowując, 'Niezgodna' jest świetną książką, którą polecam wszystkim, ze szczególnością fanom dystopi. Nie mogę się doczekać sięgnięcia po kolejne części tej serii oraz obejrzenia filmu.

Pozdrawiam serdecznie
Kasia

3 kwietnia 2014

'Kiedyś będziemy szczęśliwi'

Brak komentarzy:
Witam!
Dzisiaj zapraszam na recenzję polskiego filmu, który wyjątkowo zapadł mi w pamięci. 



Opis dystrybutora.
" Kiedyś będziemy szczęśliwi" to historia Daniela - młodego chłopaka ze świętochłowickich Lipin, który marzy o nakręceniu własnego filmu. Krąży więc po okolicy z wyposażoną w kamerę komórką, nagrywa sąsiadów, urządza oficjalny casting do swojej produkcji. W domu czeka na niego babcia – kochająca, oddana, ale nie przebierająca w środkach, gdy trzeba wnuka przywrócić do pionu. 
W „Kiedyś będziemy szczęśliwi” wątek indywidualnego dążenia do samorealizacji splata się z historią o rodzinnym przywiązaniu. Tło stanowi portret Lipin - nie tak smutnych,  jak z początku mogłoby się wydawać. 


Moja recenzja.
Film ‘Kiedyś będziemy szczęśliwi’ opowiada o chłopaku, który marzy, aby nakręcić film. Niestety (a może stety) mieszka w Lipinach, gdzie wydaje się, że nie ma szansy na żadną lepszą przyszłość. Jednak Daniel się nie poddaje i wciela swój plan w życie. Kupuje kamerę i rusza ‘na miasto’, aby poznać swoich rówieśników, sąsiadów i innych mieszkańców Lipin.
            Na początku dosyć sceptycznie podchodziłam do tego filmu. Wydawało mi się, że jest on trochę ustawiony, nie jest prawdziwy. Poza tym Lipiny sprawiały wrażenie miejsca, gdzie mieszkają osoby niezbyt inteligentne i bez żadnych perspektyw. Jednak jak bardzo się myliłam.
Daniela poznajemy w niekorzystnych okolicznościach – na posterunku policji. Nie zważając na to, od razu polubiłam licealistę. Pomimo że nie zawsze zachowywał się rozsądnie, miał w sobie coś takiego, co minimalizowało jego wady, a eksponowało zalety. Mój szacunek zyskał, kiedy zdeterminowany i ślepy na wszystkie niepowodzenia, dążył wytrwale do celu. Do celu, który był również jego największym marzeniem. Kiedy zdobył kamerę zaczął kręcić pierwsze sceny do swojego filmu. Nie zważał na to, czy rozmawia z dziećmi, z dorosłymi, z zamożnymi czy z bezdomnymi. Najważniejsza była dla niego odpowiedź na pytanie ‘Jakie jest twoje marzenie?’. W biednym mężczyźnie, bez dachu nad głową, zauważył człowieka, którego trudno było zobaczyć innym ludziom. Dostrzegł, że on także miał, a może nadal ma marzenia. Kiedy usłyszał odpowiedź nie wyśmiał go, tylko z nim na spokojnie porozmawiał. To sprawia, że Daniel pomimo swojego wieku jest bardziej dojrzały, niż niejeden dorosły.
Oprócz tego, film przekazuje ważną myśl – warto marzyć. Babcia Daniela mówi, że marzenia to strata czasu, ponieważ nigdy się nie spełniają. Jednak tak naprawdę, jej marzenie się spełniło – ma kochającego wnuka. Chłopak wierzył, że uda mu się dokonać to, czego pragnął, ponieważ marzył  o tym od wielu lat. Marzenia, marzenia, marzenia… Dla wielu jest to siła, która jest wystarczającym bodźcem do działania. Moim zdaniem życie ma sens dopóki się marzy, ponieważ marzenia to ustalenie sobie celu w życiu, do którego dążymy. Kiedy nie mamy celów – nie mamy po co żyć.
Ponadto ‘Kiedyś będziemy szczęśliwi’ pokazuje, jak bardzo nie powinnyśmy ufać stereotypom. Daniel podczas castingu do swojego filmu poznaje wiele osób, które nie są takie, na jakie wyglądają. Dziewczyna z jakiejś podkultury, z czarnymi nastroszonymi włosami, w glanach i ciemnych ubraniach – można pomyśleć ‘na pewno jest aspołeczna, po co z nią rozmawiać?’. Jednak okazuje się,  że ta mroczna nastolatka tak naprawdę ma serce przepełnione miłością i ciepłem, a jej idealną pracą, byłaby praca przedszkolanki. Problemem większości ludzi jest to, że oceniają książkę po okładce. Nie zwracają uwagi na to, jakie ktoś ma cechy charakteru. Może w jego życiu wydarzyło się coś, co sprawiło, że wygląda i zachowuje się tak jak to robi. Nie zawracamy sobie głowy wnętrzem, skupiamy się na tym, co widzą nasze oczy, przez co stajemy się powierzchowni.

Daniel poprzez przedstawienie Lipin udowodnił, że nie ma osób przegranych na starcie. To, że urodziliśmy się w wiosce, a nie mieście, nie sprawia z nas gorszych ludzi, nie oznacza, że nie mamy szansy na lepsze jutro. Warto wierzyć w swoje marzenia i możliwości oraz robić wszystko, co w naszej mocy, aby zmienić swoje życie. Żaden człowiek nie zabroni nam ulepszać swoich dni, tylko my możemy to zrobić. Najważniejsze jest, aby to ‘kiedyś’ nie było odległym terminem, ponieważ życie przecieka nam przez palce, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Naszym celem powinno być przeżyć nasze życie jak najlepiej, ponieważ mamy tylko jedną taką okazję i ona się już nie powtórzy.

Pozdrawiam serdecznie
Kasia

24 marca 2014

'Nauka spadania'

2 komentarze:
Witam!
Jest mi głupio, że nie opublikowałam nic nowego w zeszłym tygodniu, ponieważ chciałam dodawać recenzję co tydzień. Jednak ostatnie kilka dni było dla mnie bardzo trudne, miałam wiele nauki i się nie wyrobiłam. Dzisiaj zapraszam na recenzję filmu, który w piątek wszedł do kin. 

Opis dystrybutora.
Ciepła i niezwykle zabawna opowieść o przyjaźni oparta na motywach powieści Nicka Hornby'ego, autora bestselleru "Był sobie chłopiec". Sylwester na szczycie londyńskiego wieżowca. Martin stoi na krawędzi. Kiedyś był sławnym prezenterem TV, dzisiaj chce skoczyć z dachu - nie on jeden. Samotna matka Maureen, pyskata nastolatka Jess i były muzyk, a teraz dostawca pizzy JJ, mają na ten wieczór taki sam plan. Choć są sobie zupełnie obcy, zawierają pakt. Postanawiają dotrwać do Walentynek. Nie wiedzą jeszcze, że czeka ich niezwykła przyjaźń, życiowa przygoda i niepowtarzalne "rodzinne" wakacje na Teneryfie.

Moja recenzja.
Sylwester - noc samobójców. Cztery osoby, które mają zamiar skończyć ze swoim życiem raz na zawsze, spotykają się tej nocy na dachu wieżowca w Londynie. Grupka dosyć ciekawa, ponieważ znajduje się w niej znany dziennikarz telewizyjny, dostawca pizzy, pyskata nastolatka i samotna matka. Jednak nic nie idzie po myśli przyszłych denatów i na szczęście (a może niestety?) 
ich plan nie wchodzi w życie. Wręcz przeciwnie - zawierają pakt, w którym przysięgają, że do Walentynek nie spróbują się zabić, a będą wspierać się nawzajem. Kiedy nadejdzie 14 lutego - droga wolna, róbta co chceta. Jednak od 31 grudnia do dnia św. Walentego jest aż 45 dni i nie wiadomo co się wydarzy. 
Nie wiem czy wiecie, ale uwielbiam wszystko co angielskie - humor, akcent, filmy, książki, aktorów i oczywiście samą Anglię. Więc kiedy zobaczyłam zwiastun 'Nauki spadania' wiedziałam, że pójdę na to do kina. Zasadniczo nie lubię dramatów, ani nic co się źle kończy, ale do komediodramatów nic nie mam. ;)
Kiedy poznajemy głównych bohaterów, każdy z nich przechodzi w swoim życiu trudny okres. Możemy zrozumieć, co ich popchnęło na ten dach, w tą noc. Przez to, że każda z postaci jest zupełnie inna, pochodzi z innego środowiska, cały film ma ten 'smaczek', który jest ważnym elementem. Zderza się kilka światów, wszyscy myślą zupełnie inaczej, przez co powstają ciekawe konwersacje pełne żartów i docinków. 
Reżyser łączy historię pocieszającą, mówiącą, że nie ważne co, zawsze jest jakieś wyjście z głębokimi, poważnymi rozważaniami nad sensem życia. Czasami to gryzło, ponieważ w jednym momencie miałam wrażenie, że wszystko szło ku dobremu, a nagle BUM! i koniec sielanki. Poza tym, moim zdaniem, temat samobójstwa został trochę w tyle. Temat, który zasadniczo miał być tym głównym, stał się tym pobocznym. Twórca bardziej skupił się na historiach bohaterów i ich życiu, niż nad samym problemem chęci zakończenia życia. Może i takie było założenie, jednak mi to trochę przeszkadzało.
Muszę koniecznie wspomnieć o aktorach. Z głównej obsady kojarzyłam tylko Pierca Brosnana, który zagrał świetną rolę, jednak Imogen Poots wygrała moją uwagę bezapelacyjnie. Śliczna młoda aktorka zagrała idealnie postać rozwydrzonej, pyskatej nastolatki z wieloma problemami. Oprócz tego Toni Collette i Aaron Paul świetnie weszli w swoje role i bardzo przyjemnie się ich oglądało.
'Nauka spadania' może nie jest moim ulubionym filmem, ale serdecznie polecam do obejrzenia. Myślę, że na wieczorny seans jest idealna, daje do myślenia.

Pozdrawiam, 
Kasia

13 marca 2014

'Charlie' Stephen Chbosky

Brak komentarzy:
Witam!
Co u Was? :) Mam nadzieję, że wszystko gra. A jeśli nie, to mam nadzieję, że się jakoś ułoży. Dzisiaj zapraszam na  recenzję książki, która od dawna za mną chodziła.


Opis wydawcy.
Klasyka amerykańskiej powieści dla młodzieży początku lat dziewięćdziesiątych. Ponadmilionowy nakład w USA! Powieść ma formę listów pisanych do nieznanego przyjaciela przez nastolatka Charliego. Bohater, nieśmiały i wycofany, choć niezwykle inteligentny uczeń pierwszej klasy liceum w Pittsburgu, daje wyraz swojemu niekonwencjonalnemu światopoglądowi. Opisuje doświadczenia związane z pierwszą miłością, rywalizacją w grupie, relacjami w rodzinie, narkotykami i odkrywaniem seksualności. Jest to bardzo przejmujący obraz dorastania i poszukiwania drogi do zrozumienia samego siebie i określenia własnej tożsamości.
Moja recenzja.                                                                           O 'Charliem' mówiła mi już dawno moja przyjaciółka, jednak nigdy nie było okazji, żebym w końcu się z nim zapoznała. Ostatnio zdecydowałam, że to już pora i wzięłam się za czytanie. Książka to tak naprawdę zbiór listów pisanych przez tytułowego bohatera do... tak naprawdę nie wiadomo kogo. Listy te są pewnym rodzajem dziennika, poznajemy Charliego i jego życie, dowiadujemy się co się u niego dzieje, z kim się spotyka i o czym myśli. A myśli o wielu rzeczach, i to w sposób czasami nietypowy. 
Na początku powieści poznajemy chłopaka, który idzie do nowej szkoły i z tego powodu zaczyna swoją przygodę z listami. Biorąc pod uwagę fakt, że sama w tym roku zaczynałam liceum, od początku książki czułam pewnego rodzaju nić porozumienia z głównym bohaterem. Jednak Charlie pomimo swojego wieku wydaje się być bardzo niedoinformowany, sprawia wrażenie lekkiej 'ciamajdy', która nie wie nic o życiu i świecie ją otaczającym. Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do tej osobowości, pasowała mi ona do tego jak ten licealista myśli i jak się zachowuje. Chociaż niektóre wydarzenia mnie zaskakiwały, ze względu na charakter bohatera - nie spodziewałam się np że sięgnie on po papierosy. 
Chłopak w swoich listach nie boi się poruszać żadnych tematów, nawet tych najbardziej wstydliwych. Wspomina swoją przeszłość, która jak się okazuje po jakimś czasie, nie była taka cudowna i kolorowa. Nie pomija niczego, zaczynając od muzyki, która jest ważnym elementem w jego życiu, kończąc na homoseksualiźmie i molestowaniu. Dla niego nie istnieje coś takiego jak tabu, chce być szczery i to jest w nim najlepsze.
Przez całą książkę obserwujemy życie Charliego - wzloty, upadki, pierwszą poważną miłość, naprawdę istotne problemy, niesamowite przyjaźnie oraz relacje rodzinne. W tym czasie bardzo przywiązałam się do chłopaka, doceniłam to, jak ważni są dla niego przyjaciele i że jest w stanie zrobić dla nich prawie wszystko. Czasami wydaje się, że nastolatki nie mają nic ważnego do powiedzenia. Myślę, że ta książka może pokazać, że jest zupełnie inaczej i nawet osoby, po których byśmy się tego nie spodziewali, mają swoje własne zdanie, które może być zupełnie zaskakujące.
'Charlie' napisany jest prostym językiem, dzięki czemu miałam wrażenie jakby listy te rzeczywiście pisał mój rówieśnik. Pomimo że nie ma tu żadnych wybuchów, ani spektakularnych akcji, powieść wciąga. Nie mogłam się od niej oderwać, szukałam chociaż najmniejszej chwili, żeby dowiedzieć się co się dalej będzie działo u bohatera.
Zanim zakończę recenzję, muszę jeszcze poruszyć kwestię adaptacji. Film o tym samym tytule niezwykle mnie zaskoczył. Przeważnie (prawie zawsze niestety), ekranizacje są dużo gorsze od powieści. W tym przypadku było zupełnie inaczej, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wersja filmowa jest tak dobra jak wersja pisana.
Reasumując, książkę 'Charlie' polecam wszystkim. Powiedziałabym, że jest ona odpowiednia dla osób od 15 roku życia wzwyż, jednak nie chcę tak tego szufladkować, ponieważ wiem, że czasami 14latki mają umysł 18latka. Jednak powieść ta odpowiednia jest i dla młodzieży, i dla dorosłych. Myślę, że warto żeby dorośli zapoznali się z tą pozycją, ponieważ może ona rzucić światło na życie nastolatków i na to, że czasami mają oni naprawdę poważne problemy. 

Pozdrawiam serdecznie
Kasia                                                                                                                                                                                  

6 marca 2014

'Podpis mordercy' Krystyna Kuhn

3 komentarze:
Witam!
Jak mija tydzień? :) U mnie dosyć męcząco, ale już jutro piątek, więc się tym pocieszam. Dzisiaj zapraszam na recenzję kryminału.


Opis wydawcy.
Frankfurt. Prokurator Miriam Singer i komisarz Henri Liebler muszą zmierzyć się z tajemniczą sprawą dwóch makabrycznych zabójstw. Pochodząca z Pragi tancerka Helena Baarová została zachłostana na śmierć. Student Justin Brandenburg umarł z głodu zamknięty w klatce we własnym mieszkaniu. Ofiar nie łączy nic poza rzeźbionym krzyżem na szyi i znajomością z profesorem Milanem Husem, znawcą twórczości Kafki. Asystent profesora nagle znika, a sam Hus zostaje aresztowany, ale pani prokurator nie wierzy w jego winę. Czyżby rozwiązanie zagadki kryło się w nieznanym rękopisie Kafki…

Moja recenzja.

Kiedy przeglądałam ofertę wydawnictwa Dolnośląskiego, moją uwagę przyciągnął właśnie 'Podpis mordercy'. Po pierwsze zwróciłam uwagę, że książka ta pochodzi z tej samej serii, co książki Jo Nesbo. Nie przeczytałam jeszcze żadnej książki tego autora, ale moja mama jest jego wielką fanką i liczyłam na to, że 'Podpis' będzie tak dobry jak powieści norweskiego pisarza. Po drugie, zorientowałam się, że Krystyna Kuhn jest Niemką i na tyle, na ile nie lubię Niemiec, na tyle wydaje mi się, że książki sąsiadów zza zachodniej granicy są naprawdę dobre. Pamiętam, że 'Pasjonat oczu' mi się bardzo podobał i miałam nadzieję, ze na 'Podpisie mordercy' się nie zawiodę. Powieść ta jest druga z cyklu o Miriam Singer, jednak zupełnie nie przeszkadzał mi fakt, że nie przeczytałam 'Zimowego mordercy' i nie odczuwałam dyskomfortu z tego powodu.
Na początku kryminału poznajemy prokurator Miriam Singer oraz komisarza Henriego Lieblera, którzy mają za zadanie wytropić mordercę, który w bardzo przemyślany sposób zabija swoje ofiary - najpierw młodą tancerkę, a później studenta. Wszystkie elementy zbrodni są idealnie ze sobą połączone, nie ma miejsca na niedopatrzenie. Niepokojące dla śledczych jest to, że oba morderstwa zostały perfekcyjnie odwzorowane na podstawie dzieł Franza Kafki. Jednak jeszcze bardziej frapujące dla Miriam i Henriego jest to, że dowiedzieli się o kolejnym rękopisie tego czeskiego pisarza, który oznacza tylko jedną rzecz - następna osoba jest zagrożona, jednak nie wiadomo kto i co się jej może stać.
Powieść wciąga od pierwszych stron, a zupełnie możemy się w niej zatracić, kiedy 'poznajemy' pierwszą ofiarę. Morderstwa opisywane są z niezwykłą dokładnością, możemy się poczuć jakbyśmy stali obok komisarza Henriego i zastanawiali się nad motywem. Bo motyw, jak i sprawca, są zupełną zagadką, która wydaje się być nie do rozwiązania. Autorka tak umiejętnie tworzy postacie, że od razu się do nich przywiązujemy. I nawet kiedy wszyscy z pracy uważają Miriam za Żelazną Damę, my poznajemy 'prawdziwą' panią prokurator, która tak naprawdę jest zupełnie inna, ale nie daje po sobie tego poznać. Obok wątku głównego, czyli zbrodni, zaznajamiamy się z historią Singer. Analizujemy jej umysł oraz jak to, co się wydarzyło w przeszłości wpłynęło na to, jaką teraz jest osobą. Zastanawiamy się, czy ultimatum postawione przez Henriego jest słuszne. Próbujemy zrozumieć na jakiej podstawie prokurator uważa głównego podejrzanego za niewinnego. A przede wszystkim rozwiązujemy zagadkę, która nie daje nam ani Miriam spać po nocach. 
Franz Kafka jest niezwykle ważnym, jak i interesującym elementem tego kryminału. Niestety nigdy nie miałam przyjemności czytać żadnego dzieła tego autora, jednak po przeczytaniu 'Podpisu' nabrałam taką chęć. Kafka przedstawiony jest niezwykle zagadkowo, co dodaje 'smaczku' całej historii.
Zakończenie jest zupełnie niespodziewane, takie rozwiązanie nawet nie przeszło mi przez umysł podczas czytania. Wszyscy wydają się zupełnie niewinni i tak naprawdę trudno znaleźć punkt zaczepienia, kogo można by zacząć podejrzewać.
'Podpis mordercy' polecam wszystkim fanom kryminałów oraz niemieckiej twórczości. 


Za możliwość zapoznania się z tą pozycją dziękuję serdecznie 





Pozdrawiam serdecznie
Kasia

26 lutego 2014

Robert Muchamore 'Rekrut'

Brak komentarzy:
Witam!
I niestety znowu środa, a nie poniedziałek. Czyli jednak recenzje będą pojawiać się nieregularnie, w zależności od ilości sprawdzianów itp itd. ;) Na dzisiaj przygotowałam recenzję książki, którą przeczytałam w ferie - zapraszam serdecznie!

Opis wydawnictwa.
Terrorystka nie otwiera drzwi obcym w obawie przed tajnymi funkcjonariuszami policji i agentami służ bezpieczeństwa. Jednak jej dzieci przyprowadzają swoich kolegów i biegają z nimi po całym domu. Kobieta nie ma pojęcia, że jedno z dzieci założyło podsłuch w każdym pokoju, skopiowało zawartość dysku komputera i sfotografowało notes z adresami. To dziecko pracuje dla CHERUBA. Agenci CHERUBA mają od dziesięciu do siedemnastu lat. Ich zadaniem jest prześlizgiwanie się pod radarem uwagi dorosłych i zdobywanie informacji, dzięki którym przestępcy i terroryści posyłani są za kratki. Oficjalnie dziecięcy agenci nie istnieją.

Moja recenzja.
Książkę dostałam na Mikołajki od koleżanki z klasy. Kiedy inne dziewczyny zobaczyły mój prezent, zaczęły się zachwycać jak świetna jest tak powieść. Zachęcona ich pochlebnymi opiniami, szybko zabrałam się za czytanie. 
Na samym początku poznajemy głównego bohatera - dwunastoletniego Jamesa, którego matka była przywódczynią szajki złodziei i która, niestety, umarła. Chłopiec trafia do sierocińca, gdzie wplątuje się w różnego rodzaju kłopoty. Jednak to nie przeszkadza, aby po krótkim czasie został zaproszony do udziału w projekcie, jakim jest CHERUB. Młodzi agenci rozwiązują sprawy, z którymi nie radzi sobie rząd brytyjski. Wszystko oczywiście jest kontrolowane przez dorosłych i w każdej chwili dziecko może się wycofać z akcji. Zanim James zostanie dopuszczony do poważnych operacji, musi przejść 100dniowy trening, który zadecyduje czy młodzieniec będzie zasilał szeregi CHERUBA, czy zostanie odesłany do domu dziecka.
Na samym początku, kiedy przedstawiana jest historia Jamesa, zaczęłam wątpić, że powieść ta mi się spodoba. Tak naprawdę nie wiem dlaczego, może to przez to, że zanim zaczyna się 'właściwa' fabuła, mija trochę czasu. Jednak muszę prz
yznać, że myliłam się BARDZO. Akcja jest wartka i wciąga, nie ma czasu na nudę. Wszystkie zadania, jakie James i jego koledzy muszą wykonać są ciekawie opisane, możemy lepiej poznać każdego uczestnika szkolenia. Wydaje się, że taki trening to nic wielkiego, jednak kiedy masz 12 lat, musisz wstawać codziennie bladym świtem, czasami nie dostajesz jeść przez cały dzień i w dodatku jesteś najgorzej wytrenowany z całej grupy - to musi być bolesne przeżycie. Czy James przejdzie szkolenie? Przekonajcie się sami, bo naprawdę warto.
Jest to niewątpliwie powieść dla młodzieży, chociaż jest tak napisana, że niektórzy dorośli by się w niej odnaleźli. Jedynym aspektem, który przeszkadzał mi w całej historii, był fakt, że główny bohater jest tak młody. Nie chcę przesadzać, ja sama mam tylko 16 lat, jednak niektóre sytuacje pasowałyby mi bardziej do moich rówieśników, a nie do dzieci z 6 klasy podstawówki. 
Cała powieść zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, nie spodziewałam się aż tak dobrej powieści. Jest ona lekka i szybko się ją czyta, nie wymagam od tego typu książek za dużo - po prostu mam się przy ich czytaniu dobrze bawić. I tak było w tym przypadku.

Pozdrawiam serdecznie
Kasia



19 lutego 2014

'Złodziejka książek'

Brak komentarzy:
Witam!
Jak zapewne większość z Was już zauważyła, na blogu zawitał nowy szablon - a to wszystko dzięki cudownej Blacky z Kruczych Szablonów. Część z Was możliwe, że (nie)szczęśliwie trafiła na moment, kiedy byłam w trakcie zmieniania wyglądu, co w pewnym momencie mnie przerosło i baaardzo pomocna okazała się autorka szablonu. :) Jak Wam się podoba nowa szata graficzna? Lepsza niż poprzednia?
Wiem, że ostatnio pisałam, że recenzje raczej będą się pojawiały raczej w poniedziałki, jednak początek tego tygodnia miałam wyjątkowo trudny i po prostu nie wyrobiłam się czasowo.
Dzisiaj zapraszam na recenzję filmu - tego już dawno nie było na RTP. :)

Opis dystrybutora.
Łącząca realizm z magią opowieść o dorastaniu dziewięcioletniej dziewczynki, która wysłana zostaje do rodziny zastępczej w Niemczech w czasach II wojny światowej. Dzięki swej jedynej pasji, książkom wykradanym skąd się da, odkrywa niesamowity świat, który pozwala przetrwać jej samej i jej bliskim.

Moja recenzja.
Kiedy niedawno byłam w kinie, pierwszy raz zobaczyłam zwiastun 'Złodziejki książek'. Od pierwszego momentu zechciałam obejrzeć tę produkcję, ponieważ historia wydawała mi się bardo intrygująca oraz oryginalna.
Film opowiada życie małej Liesel, która w trakcie II Wojny Światowej trafia do niemieckiej rodziny, po tym jak jej matka ją porzuciła. Dziewczynka nie może odnaleźć się w nowej sytuacji, jest wyśmiewana w szkole, ponieważ nie umie pisać ani czytać, a w dodatku w jej młodej duszy rośnie coraz większa nienawiść do Hitlera. Liesel azyl znajduje w fikcyjnym świecie książek, które są zakazane przez rząd niemiecki. Jednak dla młodej Niemki nic nie jest niemożliwe, w końcu jest złodziejką książek. 
Na początku historia Liesel wydaje się być zupełnie beznadziejna. Zostawiona przez swoją matkę, zostaje wrzucona w środek niemieckiego środowiska, gdzie wydaje się, że wszyscy są przeciw niej. I w tym momencie polubiłam małą bohaterkę. Od pierwszych minut zaczęłam jej współczuć, czułam z nią pewnego rodzaju więź. 
Spora część filmu zbudowana jest na podstawie kontrastu, ironii. Liesel śpiewa w szkole faszystowskie pieśni, nosząc swastykę na ramieniu, natomiast za chwilę biegnie do domu, aby czytać powieści zakazane przez Hitlera. Oprócz tego widzimy rodziców dziewczynki, którzy wywieszają flagę niemiecką w oknie, kiedy w piwnicy ukrywają żydowskiego chłopaka.
Co ciekawe w tej produkcji, jest kilka głównych wątków - mała Niemka, która odkrywa swój nowy świat, jej przyjaźń z synem sąsiadów, relacje rodziców ze swoją córką, realia podczas II Wojny Światowej, życie prześladowanych Żydów itp itd. Każdy z tych wątków ma swoje 5 minut i możemy zauważyć, jak wszystko się ze sobą nawzajem łączy.
Ekranizacja dotyka problemów przeciętnych obywateli III Rzeszy, którzy postawieni są przed dylematem - czy być wiernym swojej ojczyźnie, czy pomóc drugiemu człowiekowi, na którego wydany jest wyrok śmierci tylko z powodu jego pochodzenia. Pokazane jest, jak trudne było życie osób, które zdecydowały się wesprzeć Żydów.
Tak naprawdę jedyną rzeczą, która przeszkadzała mi w 'Złodziejce książek' był język. Głównym językiem jest oczywiście angielski, jednak co jakiś czas wtrącone jest kilka zdań po niemiecku, co jak dla mnie było dosyć 'uwierające'.
Podsumowując, produkcja ta bardzo mi się podobała i uważam że jest warta obejrzenia, chociażby z powodów historycznych. Obecnie nie pozostaje mi nic innego, jak przeczytanie książki.

Pozdrawiam serdecznie i proszę o komentowanie, bo jest to dla mnie naprawdę ważne.
Kasia :)

10 lutego 2014

'Osobliwy dom pani Peregrine' Ransom Riggs

Brak komentarzy:
Witam!
Wydaje mi się, że recenzje będą pojawiały się w każdy poniedziałek. A przynajmniej będę się starać żeby tak było. :) Dzisiaj recenzja książki, którą pożyczyłam od koleżanki na początku ferii. Serdecznie zapraszam.


Opis wydawnictwa.
Jacob wyrusza na odciętą od świata wyspę, by zgłębić jej tajemnice. Czy zmierzy się z potworami ze swoich snów? Czy osobliwe dzieci ze starych fotografii naprawdę istniały? Co jest bajką, a co prawdą? Co jest faktem, a co urojeniem? 

"Osobliwy dom pani Peregrine" to trzymający w napięciu thriller nie tylko dla młodzieży. Rdzeń książki stanowią niezwykłe, dziwne fotografie, od których trudno oderwać wzrok, choć sprawiają, że ciarki chodzą po plecach i zasnąć jakoś trudniej. Całości dopełniają niesamowite zwroty akcji, klimat grozy i postacie… cokolwiek osobliwe. 
Może ta książka jest dziwaczna, może jest ekscentryczna, ale uważaj! — pochłonie Cię bez reszty.
Jacob wyrusza na odciętą od świata wyspę, by zgłębić jej tajemnice. Czy zmierzy się z potworami ze swoich snów? Czy osobliwe dzieci ze starych fotografii naprawdę istniały? Co jest bajką, a co prawdą? Co jest faktem, a co urojeniem? 
"Osobliwy dom pani Peregrine" to trzymający w napięciu thriller nie tylko dla młodzieży. Rdzeń książki stanowią niezwykłe, dziwne fotografie, od których trudno oderwać wzrok, choć sprawiają, że ciarki chodzą po plecach i zasnąć jakoś trudniej. Całości dopełniają niesamowite zwroty akcji, klimat grozy i postacie… cokolwiek osobliwe. 
Może ta książka jest dziwaczna, może jest ekscentryczna, ale uważaj! — pochłonie Cię bez reszty.
"Osobliwy dom pani Peregrine" to trzymający w napięciu thriller nie tylko dla młodzieży. Rdzeń książki stanowią niezwykłe, dziwne fotografie, od których trudno oderwać wzrok, choć sprawiają, że ciarki chodzą po plecach i zasnąć jakoś trudniej. Całości dopełniają niesamowite zwroty akcji, klimat grozy i postacie… cokolwiek osobliwe. 
Może ta książka jest dziwaczna, może jest ekscentryczna, ale uważaj! — pochłonie Cię bez reszty.


Życie Jacoba nie zapowiadało się ekscytująco. Pogodził się z myślą, że nigdy nie zostanie odkrywcą i nigdy nie będzie miał wielu przyjaciół. Ważne miejsce w jego życiu zajmował dziadek. To on najbardziej mu imponował i to on opowiadał mu najlepsze historie na dobranoc o pogodnym sierocińcu na walijskiej wysepce, ukrytym przed złem, wojną i potworami… Aż pewnego dnia dziadek Portman umarł w niejasnych okolicznościach. I wtedy wszystko się zaczęło…

Moja recenzja.
Jeśli mam być szczera to nigdy nie słyszałam o tej książce. Do momentu, kiedy przyjaciółka zaczęła mi o niej opowiadać. Muszę przyznać, że fabuła mnie zaintrygowała, więc poprosiłam, aby Agata pożyczyła mi tą powieść. Kiedy zobaczyłam okładkę, wiedziałam że mi się spodoba. Czasami jest tak, że ten krótki opis z tyłu, recenzja, albo jak w tym przypadku okładka są elementem, który mówi 'Tak, to jest książka dla Ciebie, przeczytaj ją!'. 
Na początku akcja jest dosyć spokojna, jesteśmy wprowadzeni w temat dziadka Jacoba, Abrahama Portmana. Dowiadujemy się o przeszłości mężczyzny, że wychowywał się w domu dziecka po tym, jak jego cała rodzina zginęła w czasie wojny. Jednak sierociniec, w którym mieszkał, zamieszkiwały osobliwe dzieci. Ktoś umiał latać, ktoś był niewidzialny, ktoś był niewiarygodnie silny, a jeszcze ktoś inny miał usta z tyłu głowy. Nieprawdopodobne, prawda? Tak samo myślał Jacob, który wraz z dorośnięciem stwierdził, że opowieści dziadka to tylko bajki. Jednak jego zdanie na ten temat uległo zachwianiu, kiedy Abrahama zabiła niesamowita zmora. Może to było tylko przewidzenie, bo nikt oprócz Jacoba jej nie widział, ale co jeśli nie? Młody Portman jedzie razem ze swoim ojcem na wyspę, gdzie znajdował się dom dziecka jego dziadka, mając nadzieję, że czegoś się dowie.
Kiedy zaczynałam czytać tą powieść, zastanawiałam się czy to na pewno był dobry wybór. Moim zdaniem zaczynała się dosyć 'normalnie' i nic nie wskazywało na to, że się rozkręci. Jednak po kilku(nastu) stronach wszystko się zaczęło zmieniać, a mi się coraz bardziej podobało. Książka jest bardzo wciągająca i nie da się jej odłożyć na dłuższy moment. Tajemniczą atmosferę podkreślają zdjęcia, które są wplecione w tekst książki. Kiedy dziadek Jacoba opowiada historię o chłopcu, w którego ciele mieszkają pszczoły, na następnej stronie jest dowód w postaci fotografii. Co najbardziej zadziwiające, wszystkie 'fotki' są prawdziwe, pożyczone od realnych ludzi i nie były przerobione, czego możemy dowiedzieć się na końcu powieści. 
Akcja książki jest wartka, pomimo że nie ma w niej pościgów itp itd. Co chwilę pojawiają się nowe wątki, które sprawiają, że nie ma czasu na nudę. Myślałam, że będę bardziej się bać podczas czytania, jednak lektura nie była tak przerażająca. Z jednej strony to dobrze, bo  mam dosyć wybujałą wyobraźnię i nie wiem czy to by się dla mnie dobrze skończyło, jednak czasami zabrakło większego dreszczyku emocji. Zakończenie jest bardzo ciekawe i szczerze mówiąc raczej się go nie spodziewałam. Riggs zostawił je dosyć otwarte, więc możemy zakładać, że będzie druga część. Jak na razie na pewno wiem, że planowany jest film na podstawie książki na rok 2015. Reżyserem ma być Tim Burton, więc już nie mogę się doczekać.
Podsumowując, 'Osobliwy dom pani Peregrine' polecam wszystkim fanom thrillerów połączonych z lekkim fantasy. Tak naprawdę jest to pozycja dla wszystkich, moim zdaniem każdy, nie tylko nastolatki, znajdą tu coś dla siebie.

Pozdrawiam serdecznie
Kasia

3 lutego 2014

'Inferno' Dan Brown

Brak komentarzy:
Witajcie!
Wielki powrót na RTP! :) Muszę przyznać, że mi tego brakowało. Pierwszy semestr niedawno się skończył i już sobie wszystko poukładałam, więc mam nadzieję, że od teraz będzie mi wszystko szło po mojej myśli. Jak na dobry (nowy) początek recenzja książki mojego ulubionego pisarza. Zapraszam serdecznie. 


Opis wydawnictwa.
Światowej sławy specjalista od symboli, Robert Langdon budzi się na szpitalnym łóżku w zupełnie obcym miejscu. Nie pamięta, jak i dlaczego znalazł się w szpitalu. Nie potrafi też wyjaśnić, w jaki sposób wszedł w posiadanie tajemniczego przedmiotu, który znajduje we własnej marynarce. Czasu na rozmyślania nie ma niestety zbyt wiele. Ledwie na dobre odzyskuje przytomność, ktoś próbuje go zabić. W towarzystwie młodej lekarki Sienny Brooks Langdon opuszcza w pośpiechu szpital. Ścigany przez nieznanych wrogów przemierza uliczki Florencji, próbując odkryć powody niespodziewanego pościgu. Podąża śladem tajemniczych wskazówek ukrytych w słynnym poemacie Dantego... Czy jego wiedza o tajemnych sekretach, które skrywa historyczna fasada miasta wystarczy, by umknąć nieznanym oprawcom? Czy zdoła rozszyfrować zagadkę i uratować świat przed śmiertelnym zagrożeniem?

Moja recenzja.
Jak niektórzy z Was już zapewne wiedzą, Dan Brown jest jednym z moich ulubionych pisarzy. Łączy w swoich książkach wszystko, co lubię, a poza tym pisze łatwym i przystępnym językiem. Byłam bardzo podekscytowana, kiedy dowiedziałam się, że Sonia Draga wydaje kolejną powieść tego autora. Zabrałam się za nią z wielkim zapałem. Akcja rozpoczyna się od pierwszych stron książki i wydaje się, że nie będzie zwalniać. Wszystko wydaje się być kompletnie ze sobą niepołączone, jednak z upływem czasu zaczynamy łączyć elementy układanki i okazuje się, że rozwiązanie może nie było takie proste, ale całkiem logiczne. Jednak jeśli mam być szczera, to zawiodłam się trochę na 'Inferno'. Wydaje mi się, że ta powieść Browna jest inna niż 'Anioły i Demony' oraz 'Kod Leonarda da Vinci'. W poprzednich dziełach zakończenie było określone, tzn dowiadywaliśmy się o co tak naprawdę chodziło i kto jest dobry, a kto zły. Natomiast w tym kryminale wartość jest bardziej mentalna, zaczynamy się zastanawiać nad tym, o czym pisze Brown. Czy śmierć może prowadzić do nowego życia? Czy z pozoru coś okropnego, nie okaże się najlepszym wyjściem? Pytania i wątpliwości mnożą się z upływem stron. Nie zrozumcie mnie źle, tego typu koniec był dla mnie zaskoczeniem, w sumie pozytywnym, jednak przyzwyczaiłam się do innego typu zakończeń u Browna. 
Wszystkie książki tego autora mają kilka wspólnych cech. Robertowi Langdonowi zawsze towarzyszy piękna kobieta, którą poznaje na początku historii. Oprócz tego cała akcja trwa dobę, co sprawia, że wszystko jest dynamiczne i wciągające. Co jeszcze jest dla mnie bardzo ważne, w trakcie czytania prac Dana Browna, dowiaduję się nowych rzeczy. W przypadku 'Inferno', poznałam lepiej 'Boską komedię' Dantego. 
Uważam, że najnowsza książka mojego ulubionego autora jest odpowiednia dla wszystkich jego fanów oraz dla osób, które chcą pozwiedzać Florencję... oraz inne miasta świata. Oprócz tego lekki dreszczyk emocji i nowatorska historia są elementami przyciągającymi do 'Inferno'.

Pozdrawiam serdecznie i do napisania niedługo. :)
Kasia
Layout by Blacky