Ah, jakie mam zaległości! Przepraszam, że przez tyle czasu nie było żadnej recenzji, ale ostatnie dwa tygodnie, to był niezły (przepraszam za słowo) zapieprz. Tyle nam zadają w szkole, full sprawdzianów - testy się zbliżają. Z tego powodu, że od dzisiaj zaczęła mi się przerwa świąteczna, wybrałam się do kina. Recenzja poniżej. :) Najbliższa recka książki (mam nadzieję) jeszcze w tym tygodniu. A tymczasem - Wesołych Świąt!
Opis z filmweb.pl
Film opowiada niezwykłą historię muzyka Sixto Rodrigueza, któremu wróżono karierę większą niż Bobowi Dylanowi. Po pierwszej płycie piosenkarz zapadł się pod ziemię.
Moja recenzja
Wow. Taka była moja reakcja po zakończeniu filmu. I tyle starczy. Na "Sugar Man'a" wybrałam się za namową mamy, za co serdecznie jej dziękuję. Raczej nie chodzę do kin (ogólnie nie oglądam) filmów dokumentalnych, jednak ten zapowiadał się całkiem ciekawie. Sami spójrzcie na opis z filmweb'u - muzyk, który podobno jest lepszy niż Bob Dylan i nagle zapada się pod ziemię. Coś tu nie gra. I żeby się dowiedzieć co, trzeba wybrać się do kina. W trailerze 'powiedziane' jest, że krąży wiele pogłosek na temat śmierci Rodrigueza - w takim razie, dlaczego jest to "Najbardziej optymistyczny film, jaki kiedykolwiek widziałem" według QMag? No, prawdą jest, że nawet film z smutnym zakończeniem może być optymistyczny, ale proszę Was, kto uważa, że śmierć jest optymistyczna? Jednak kiedy wychodziłam z sali kinowej, totalnie się z tym zgodziłam. Co więcej - jest to jeden z najbardziej pozytywnych filmów, jakie kiedykolwiek widziałam (komedii nie liczymy, ok? ;)). Jestem oczarowana tym dokumentem, pokazuje życie człowieka, który miał szansę na wielką karierę, tylko z jakiegoś powodu to mu się nie udało. Dodatkowym plusem jest oczywiście muzyka - jest to ten rodzaj, w którym ja od dłuższego czasu jestem zakochana. Piosenki Sixto przypominają mi trochę stylem Amy Winehouse i Ed'a Sheeran'a (jedni z moich ulubionych wykonawców). Do tego gitara - mmm, dla mnie raj. ;) Szalenie polecam ten film wszystkim, ponieważ moim zdaniem jest warty obejrzenia. Naprawdę. I uprzedzam - w pewnym momencie byłam strasznie zaskoczona obrotem spraw, ale nic więcej nie zdradzę. :) Oscar jak najbardziej zasłużony.
I tu jeszcze piosenka Rodrigueza, która obecnie chyba piąty raz leci mi w głośnikach. :)
Jeszcze raz - Wesołych Świąt i wesołego jajka. ;)
PS Zapomniałam prawie! Dziękuję, dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! Dla mnie to bardzo dużo znaczy. :) Czasami jednak widzę, że wyświetleń na dzień jest (aż!) 30, a komentarza żadnego, więc... prosiłabym o komentowanie. To naprawdę motywuje. :)